Zaraz po otrzymaniu tablicy pojawiło się bardzo wiele niewiadomych. Dlaczego jest w tak tragicznym stanie, dlaczego ma sześć, a nie pięć suwaków, wreszcie co robić dalej?
Czy podjąć się renowacji? A jeśli tak, to w jakim zakresie?
O tym, że tablicę trzeba naprawić zadecydowałem natychmiast. Działały tylko trzy suwaki brakowało fragmentów drewnianej ramki, te które były, były niekompletne lub uszkodzone. Dwa z suwaków były w ogóle nieczytelne. Najgorsze jednak było to, że blacha licowa była na obrzeżach przekorodowana na wylot. Po wstępnym oczyszczeniu niestety zeszły resztki białej farby z miejsc gdzie powinny być wpisane cyfry 5. Ogólnie im niżej tym gorzej. Wyglądało tak, jakby przez dłuższy czas leżała zanurzona do połowy w wodzie...
Jak dalece idąca ma być renowacja? Nie sztuką ze starego zrobić nowe, tak, żeby po latach nikt nie uwierzył, ze to oryginał. Należało naprawić to co jest, uzupełnić braki przy zachowaniu maksimum oryginalności.
Pierwszym problemem okazało się rozebranie tablicy. Oprócz wkręta wkręconego w nagłówek, pozostałe, na obrzeżach po prostu się zerwały. Po odsłonięciu blachy okazało się jednak, że w środku jest lepiej, niż myślałem. To że suwaki były zastane było spowodowane tym, że "zrosły" się one z drewnianymi prowadnicami. Prowadnice latały luźno bo gwoździki, które je trzymały również przerdzewiały. Natomiast sama sklejka była w zaskakująco dobrym stanie.
Na sześć suwaków mogę powiedzieć, że dwa były w stanie dobrym, postanowiłem w ogóle ich nie ruszać. Dwa w stanie dostatecznym, postanowiłem nie przemalowywać ich całkowicie, jedynie poprawić skorodowane miejsca. Dwa pozostałe były w stanie niedostatecznym i wymagały właściwie namalowania od nowa. Jeśli już przy renowacji suwaków jesteśmy warto powiedzieć, że miałem sporo szczęścia, bowiem receptura minii stosowanej do ich malowania nie zmieniła się praktycznie od ponad 100 lat. Ta której ja użyłem, po wyschnięciu ma identyczny odcień jak oryginalna. Niestety tyle szczęścia nie miałem przy farbie białej, nawet nie próbowałem dobrać odcieniu. Imitacja rdzawego nalotu okazała się niemożliwa. Farba biała została jedynie lekko stonowana brązem, aby nie "świeciła" na starej tablicy.
Tylna, złuszczona warstwa sklejki została w ogóle usunięta, co dało bardzo dobry efekt. Klej do drewna i gwoździki, tyle wystarczyło do renowacji prowadnic. Oczywiście pod gwoździki nawiercałem otwory, tak aby nie rozłupać oryginalnych listewek. Dorobienie fragmentów ramy z bukowego drewna również nie było problemem. Ramka oryginalnie była bejcowana na czarno, ja również użyłem oryginalnych materiałów.
Największym problemem było wykonanie szablonów. O ile przekalkowanie napisu "Zajęty" było w miarę proste, o tyle nikt nie wiedział jak może wyglądać cyfra 5 w tej czcionce. W tym miejscu była pełna improwizacja :-) Na koniec wszystko zostało zaimpregnowane pokostem, tak jak robiło się to 50 lat temu... Trzeba przyznać, że nowe białe napisy niestety rzucają się w oczy, ale innego wyjścia nie miałem, zwłaszcza że spora część białej farby złuszczyła się przy wstępnym czyszczeniu.
Jeżeli chodzi o blachę licową, postawiłem na mało profesjonalną, ale dającą dobre efekty metodę. Ubytki po prostu zaszpachlowałem szpachlówką do metalu. Tylna część blachy została oczywiście zakonserwowana przy użyciu minii :-)
Postanowiłem nie zamalowywać pól pod suwakami, bo ich zawartość była niezwykle cenna.